Wracam do was z nową miniaturką! (Jak ja dawno nie pisałam Dramione...)
Tym razem akcja dzieje się długo po ukończeniu szkoły. Chciałam pokazać Dramione w nowym, bardziej ludzkim świetle. Mam nadzieję, że wam się spodoba ^^ Buziaki.
Pierwszy września
Peron dziewięć i trzy czwarte ukazał się w kłębach pary.
Hermiona trzymała Emily za rączkę, nie chcąc jej zgubić w
roju przekrzykujących się czarodziejów. Nie puściła jej nawet wtedy, gdy doszły
do wielkiej, czerwonej lokomotywy. Po piętnastu latach kobiecie łatwo było
zapomnieć, że sama kiedyś stała na tym peronie równie mała i zagubiona, z
podnieceniem w oczach i nadzieją na nowe przygody.
Emily rozglądała się uważnie, wykręcając głowę. Od matki
słyszała wiele na temat Hogwartu i związanych z nim spraw, ale nie umniejszyło
to jej zaintrygowania. Odziedziczyła po
mnie ciekawską naturę — myślała nieraz Hermiona. Ten fakt napełniał ją
radością. Po prawdzie, Emily była bardzo podobna do niej z czasów młodości —
szczupła, o gęstych, brązowych lokach, małym nosku i nieco wyrośniętych
przednich zębach. Tylko oczy…
Nie — skarciła
się Hermiona. Nie chcę, żeby w ostatnich
wspólnych chwilach zobaczyła mój żal.
Kobieta uklęknęła przy córce i poprawiła jej berecik na
głowie.
— Nie denerwujesz się, co?
Emily zagryzła wargę.
— Troszeczkę. Ale wszystko będzie dobrze, prawda? Wsiądę do
pociągu, poznam przyjaciół i zostanę najmądrzejszą czarownicą. — Uśmiechnęła
się. — Jak ty!
Hermiona przełknęła ślinę, ale odwzajemniła uśmiech i
pocałowała córkę w chłodne, białe czoło.
— Wystarczy, że będziesz się dobrze bawić.
— Mamo… — Po chwili Emily poruszyła się lekko w ich uścisku.
— Czemu ten pan się na nas tak patrzy?
Hermiona odwróciła głowę i zamarła. Miała wrażenie, że wraca
do jednego ze swoich snów, gdzie nawiedza ją blade widmo kochanego dawno
mężczyzny i po przebudzeniu zmusza do płaczu w poduszkę. Tym razem jednak on
był realny. Draco Malfoy stał kilka kroków od nich, w eleganckiej szacie, z
przylizanymi, jasnymi włosami i krótką bródką. Zdawał się chudszy niż kiedyś… a
także w pewnym stopniu wystraszony. Spoglądał na nią z równą niepewnością, jak
ona na niego.
W końcu podszedł bliżej.
— Witaj, Hermiono.
Kobieta miała ochotę z miejsca przywalić mu w twarz. Zamiast
tego wstała i położyła ręce na ramionach Emily, jakby chcąc ochronić ją przed
cieniem rzucanym przez przybysza.
— Co ty tutaj robisz? — syknęła.
— Miałem nadzieję… was zobaczyć. — Draco przeczesał ręką
włosy, jak zwykle, gdy się denerwował, a potem rzucił szybkie spojrzenie na
Emily. Dziewczynka gapiła się na niego zdziwiona. — Pierwszy września…
Pamiętałem. Wiedziałem, że to będzie dzisiaj. To był jedyny sposób, żeby…
— Co jest dzisiaj? — Emily zmarszczyła brwi.
Hermiona zaczynała mieć tego wszystkiego dosyć. Nie po to
mozolnie wchodziła w rolę samotnego rodzica i dbała, by jej córka nigdy nie
odczuła braku ojca — by nawet o niego nie pytała — żeby teraz ON wkroczył w sam środek ich życia
i zdeptał wszystko, co starała się osiągnąć.
— Nic — warknęła. — Nie przejmuj się, kochanie. To mój stary
znajomy ze szkoły. Musimy sobie uciąć pogawędkę. Będzie lepiej, jak już
pójdziesz.
Emily wyczuła napięcie w głosie matki i spojrzała na nią pytająco.
Znały się zbyt dobrze, by coś takiego ukryć. Hermiona mocno przytuliła córkę i
pocałowała ją w policzek, żeby załagodzić sytuację.
— Kocham cię. Kocham. Napisz do mnie jutro z rana. Wszystko
będzie dobrze.
Dziewczynka skinęła
głową z odzyskaną dziecięcą wiarą i spojrzała szybko na Malfoya.
— Do widzenia.
Draco wykrzywił się w czymś, co miało przypominać uśmiech.
— Do widzenia. Trzymam za ciebie kciuki!
Niebawem Emily pędziła w stronę lokomotywy, taszcząc za sobą
walizkę i klatkę z białą, zaspaną myszką. Niczego nieświadoma weszła do pojazdu, a jej
brązowe włosy zniknęły za drzwiami. Właśnie zaczynała się jej przygoda. Oby zakończyła się jaśniej i radośniej niż w przypadku jej matki.
Hermionę ogarnął chłód.
— Dlaczego to zrobiłeś? — wycedziła. Draco cały czas patrzył
się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała Emily. — To jej pierwszy dzień
szkoły. Chciałeś jej go zniszczyć? Zachwiać naszym szczęściem? Co ty sobie w ogóle wyobrażasz, przychodząc tutaj po tylu latach?
Mężczyzna czekał, aż te wszystkie oskarżenia spłyną po nim
jak woda.
— A jeśli powiem, że chciałem ją zobaczyć? Uwierzysz mi?
— Nie. — Skrzyżowała ręce na piersiach. — Jedenaście lat
nie miałam od ciebie znaku życia. Emily nawet nie zna twojego imienia; wie
tylko tyle, że nie ma cię z nami. Zawsze jest jej z tego powodu przykro. A ty
dopiero teraz postanowiłeś odegrać rolę troskliwego ojca?
— Wiem, że nie jestem ojcem. — Lokomotywa zagwizdała. Tłum
czarodziejów zaczął się odsuwać od torów, rodziny po raz ostatni machały swoim
pociechom. — Hermiono, nic mnie nie usprawiedliwia. Nie przyszedłem tutaj po
twoje wybaczenie… Wiem, że go nie dostanę.
Ekspres Hogwart ruszył. Hermiona z zapartym tchem śledziła
jadącą maszynę, aż w końcu w jednym z okienek mignęła jej słodka twarzyczka
Emily. Kobieta przesłała córce w powietrzu całusa.
Potem odwróciła się w stronę Malfoya. W jej oczach czaił się
lód, choć pod skórą pulsowało nieprzyjemne ciepło.
— I co teraz? Znowu odwrócisz się i znikniesz?
— Nie wiem. — Mężczyzna wzruszył smutno ramionami. — Nie mam
żadnego planu.
— To lepiej coś wymyśl, bo nie mam czasu stać tutaj z tobą i
przerzucać się słówkami. W domu czekają na mnie obowiązki.
— Tak. — Sięgnął do kieszeni szaty i wydobył z niej
czasopismo. Wygładził okładkę, która przedstawiała pawia zamieniającego się w
kielich. — Piszesz do Transmutacji
Współczesnej. Czytałem.
Hermionę to zaskoczyło, ale nie dała tego po sobie poznać.
— Cóż, nigdy bym się nie spodziewała, że lubisz takie
gazety. Gdybym wiedziała wcześniej, użyłabym prostszego słownictwa, żebyś mógł
zrozumieć.
Draco wykrzywił wargi w uśmiechu, ale był to bardziej wyraz
tęsknoty niż drwiny.
— Pójdziesz ze mną do Hogsmeade? W restauracji Pod Dynią
sprzedają dobre piwo i przekąski.
Wyciągnął do niej rękę. Hermiona prychnęła.
— Nie wiem, byłam zajęta wychowaniem córki, a nie
smakowaniem piwa.
A jednak ujęła jego
zimną dłoń i pozwoliła mu się teleportować. Po chwili wylądowali przed
niewysokim, sympatycznie wyglądającym budynkiem nieco dalej od głównej drogi
Hogsmeade. Hermiona nie kojarzyła go z czasów szkolnych; musiał zostać
wybudowany niedawno.
Draco wszedł pierwszy, mijając szyld z okrągłą, mrugającą do
gości dynią. Hermiona powoli podążyła za nim, nie rozumiejąc, dlaczego
właściwie się na to zgodziła.
W środku nie było zbyt wielu klientów; dwie czarownice
spokojnie piły piwo kremowe, a jakiś staruszek w kącie namaczał ciasteczka w
soku dyniowym. Hermiona i Draco zajęli stolik przy ścianie. Na blacie pomiędzy
nimi stał malutki bukiet jesiennych kwiatów.
Zaraz pojawiła się właścicielka — pyzata czarownica o miłym
głosie:
— Dzień dobry, co podać?
Hermiona skinęła wymownie na Draco, ponieważ to on znał się
na tym, co tutaj serwowali. Mężczyzna uniósł dwa palce.
— Dwa piwa korzenne. Z dolewką miodu.
Właścicielka skinęła głową, przyjęła pieniądze i zniknęła za ladą. Hermiona
siedziała sztywno, z rękami opartymi na stoliku. Draco patrzył na nią uważnie, ze skruchą w oczach, ale chyba nie potrafił znaleźć słów. Lokal spowijała cisza przetkana wonią
kwiatów i dyni. Kiepskie połączenie dla dwójki dawnych kochanków, których
dzieli mur wspomnień i niezapomnianych uraz.
— Merlinie, czuję się jak na naszej pierwszej randce —
mruknęła kpiąco Hermiona. Zamierzała pokazać mu, że radzi sobie z jego
obecnością. — To też było gdzieś w Hogsmeade. Serce waliło mi jak głupie… Ale
ty byłeś wówczas bardziej wygadany.
Draco uśmiechnął się kwaśno.
— Pamiętam. Starałem się cię rozbawić swoimi szczeniackimi
żartami… A potem ty wstałaś i wylałaś na mnie piwo kremowe.
Hermiona przewróciła oczami.
— Jedno zaklęcie i było po wszystkim.
— A potem jeden pocałunek i zostaliśmy parą.
Kobiecie nie podobało się, że o tym wspomniał. Ich pierwsza
randka była trochę niezgrabna i sztywna — w końcu to dziwne, że po siedmiu latach
uprzedzony Ślizgon zaprosił do kawiarni mądralińską Gryfonkę. Ale potem poszło
im lepiej. Zaczęli się bliżej poznawać. Wspólne ślęczenie nad esejami, spacery
po ośnieżonych błoniach, porozumiewawcze spojrzenia podczas lekcji. I tak
narodziło się między nimi coś na kształt uczucia. Hermiona do tej pory
pamiętała, jak kłóciła się z Draco na temat nadchodzącego meczu domów Lwa i
Węża, by zaraz potem poczuć na ustach jego pocałunek. Nikt jeszcze nigdy nie
dał jej tyle czułości. Potem oficjalnie zostali parą. Po ukończeniu szkoły
nadal się spotkali, planowali wspólne mieszkanie i wyjazd do Rumunii, by
zobaczyć smoki…
Aż w końcu Hermiona odkryła, że jest w ciąży. Sądziła, że
ukochany się ucieszy, że pocałuje ją i zacznie planować pokoik dla dziecka… Po
jego twarzy jednak przemknął cień. Przez następne dni był dziwnie ponury i
milczący. A potem odszedł. Dziewczyna próbowała się z nim skontaktować i nawet
odwiedziła Malfoy Manor, znosząc chłodne, pogardliwe spojrzenia rodziców
chłopaka. Draco jednak jakby zapadł się pod ziemię. Wylała przez to wiele łez; na jej szyi skręciła się niewidzialna pętla…
A następnie urodziła śliczną, zdrową córeczkę, dla której poskładała się z kawałków i
zaczęła żyć dalej.
— Zostaliśmy parą —
przyznała chłodno. — Ale ty wszystko zniszczyłeś. Zawsze się zastanawiałam, czy
to przez Emily? Czy wieść o dziecku tak cię przeraziła? Byłeś aż takim
tchórzem? A może planowałeś to od dawna i tylko szukałeś pretekstu? Może byłam
dla ciebie jedynie przygodą… Co, Draco? Odpowiedz mi szczerze.
— Ja…
Wróciła właścicielka. Dziarsko postawiła na stole dwie
szklanki z ciemnozłocistym płynem.
— Do dna, kochani!
Żadne z nich się nie uśmiechnęło. Draco wydawał się
niezwykle blady, prawie jak duch… Sięgnął po piwo i upił łyk. Powieki miał opuszczone.
— Tak, jestem tchórzem — wyznał cicho. — Kiedy związałem się
z tobą… byłem szczęśliwy. Naprawdę. Ale po szkole uświadomiłem sobie, co to
oznacza. Byłaś z zupełnie innego środowiska. Moja rodzina od pokoleń wiąże się
tylko z czystą krwią… ja sam zawsze chciałem mieć dobrze urodzoną żonę. I
jeszcze nagle to dziecko… Nie wiedziałem, jak sobie to wszystko poukładać. Pogubiłem się. Wybrałem
ucieczkę.
Hermiona zacisnęła palce na szklance tak mocno, jakby
chciała ją roztłuc.
— Dlaczego ja cię kochałam? — wycedziła. — Jak mogłam kochać
takiego wstrętnego egoistę? Pogubiłeś się, dobre sobie! Wiesz, przez co ja
musiałam przechodzić?
— Gdy wyjechałem z Anglii, czułem się źle — wyjaśnił,
również nieco podnosząc głos. — Było mi cholernie głupio, Hermiono! Ale im
więcej czasu mijało, tym trudniej było mi się zmusić do powrotu. W końcu dałem
sobie spokój. Stwierdziłem, że i tak mnie znienawidzisz.
— To prawda. — Po jej policzkach nagle zaczęły cieknąć łzy.
— Nienawidzę tego, że nie ma cię przy mnie obok, gdy się budzę. Że nie pomagasz
Emily, kiedy stłucze sobie kolano i wymaga opieki silnego ojca! Że patrząc w
jej szare oczy, widzę ciebie…
Ukryła twarz w dłoniach, nie przejmując się zainteresowaniem
ze strony pozostałych klientów. Po chwili poczuła czyjeś niepewne objęcie wokół
swoich ramion. Nie znad stołu, obok siebie. Draco usiadł przy niej, przytulił i wytarł
łzy. Jego dłonie były smukłe i znajomo chłodne. Pachniał papierosami
zmieszanymi z wodą kolońską. Jego bliskość miała słodko-gorzki smak.
— Naprawię to — wyszeptał do jej ucha. — Hermiono,
przysięgam, teraz już nie ucieknę. Ciągle o was myślałem… Wyobrażałem sobie, jak wygląda nasze dziecko, czy jest zdrowe, czy jest szczęśliwe, a Emily... jest taka
słodka i podobna do ciebie… Oddałbym wszystko, żeby zwrócić jej ojca.
Chwilę to trwało, zanim Hermiona się uspokoiła. Spojrzała mężczyźnie w oczy z nowym uporem.
— A co z twoją rodziną i zwyczajami? Teraz nagle zamierasz
poświęcić swoje życie dla córki mugoli i jej nieślubnego dziecka?
— Moje życie… — chwycił ją delikatnie za rękę — nie jest nic
warte bez was. Teraz to wiem. Wybacz, że tyle to trwało. Wybacz...
Kobieta poczuła przyjemne muśnięcie w sercu. Część jej, którą wcześniej spisała na straty, nagle zaczęła się odradzać. Hermiona chciała wierzyć Malfoyowi. Wierzyła
mu. Gdzieś pod warstwą zmęczenia i smutku młodej matki wciąż siedziała wrażliwa
optymistka zakochana w chłopcu spod znaku węża.
Uścisnęła jego dłoń.
— Wybaczam — odparła cicho. — Ale będziesz musiał się
postarać.
Malfoy skinął poważnie głową. Kobieta westchnęła i półświadomie sięgnęła po piwo, aby ostudzić budzące się w niej emocje. Draco
również wrócił do trunku. Na blade policzki wstąpiły mu rumieńce; sprawiał
wrażenie człowieka, który wreszcie wydarł się z bram piekieł. Potem spojrzał na Hermionę
z jaśniejącymi oczami.
— Odpowiedz mi o niej. Proszę. Chcę wiedzieć wszystko o
naszej córeczce.
I Hermiona otworzyła usta, by dać początek nowej ścieżce w
jej życiu.
Ścieżce, którą pokonają we trójkę.
Jak cudownie czytać tutaj, Marzycielko, kolejną miniaturkę! Od skończenia Twojego opowiadania wpadam tu co jakiś czas, bo tęsknię za Twoją twórczością — może to brzmi banalnie, ale naprawdę! Twoje opowiadanie było pierwszym opowiadaniem dramione, z jakim się zetknęłam w blogosferze, więc nawet nie wiesz jak często tutaj wracam. Miniaturka jest przepiękna, ujęła mnie za serce i... no cóż, wzruszyłam się. Łezki pojawiły się w moich oczach i mało brakowało żebym zaczęła płakać. Mam nadzieję, że wkrótce coś tutaj jeszcze wstawisz. :)
OdpowiedzUsuńkatalog-granger.blogspot.com/
Pozdrawiam,
M.
Bardzo dziękuję za komentarz! ^^ Sprawił mi wiele radości. Ja również mam nadzieję, że wena pozwoli mi jeszcze na nowe miniaturki :)
UsuńPozdrawiam :)
Bardzo podoba mi sie jak piszesz i jeżeli byłabyś tak miła to czy możesz podać link do tego pierwszego opowiadania.
OdpowiedzUsuńByłabym bardzo wdzięczna.
Dzięki! :3
UsuńChodzi Ci o moje skończone opowiadanie? Wszystkie rozdziały znajdziesz w spisie treści po prawej stronie :)