Przed wami chyba najdziwniejsza moja miniaturka, na granicy surrealizmu i szaleństwa, ale mam nadzieję, że wam spodoba taka nowość. Dla mnie to było ciekawe doświadczenie. Całuję wszystkich, którzy tu jeszcze zaglądają :*
Obudź się
Od progu przywitała go Hermiona.
Miała na sobie roboczy, różowy sweterek i cała pachniała
ziołami do przyprawiania obiadu. Znała się na magii jak mało kto, ale zawsze
gotowała własnoręcznie. Draco miał wrażenie, że dzięki temu potrawy smakują lepiej.
Pocałowała go. Po długim dniu pracy mężczyzna nie
marzył o niczym więcej.
— Jak było? — wymruczała żona.
— W porządku. — Wszedł do środka, zamykając drzwi.
— A jak dzieci? Były grzeczne?
Mały August miał dopiero roczek i całe dnie bawił
się magiczną układanką, która uczyła go nowych słów. Cecylia natomiast liczyła
sobie już siedem lat i chętnie pomagała mamie w obowiązkach domowych. Była
bystrą, grzeczną dziewczynką i Hermiona powtarzała mężowi, że Tiara Przydziału
pokieruje ją do Ravenclawu, domu mądrości. Draco chciałby, aby tak było. Z
jakiegoś powodu wolał widzieć swoje dzieci w innych domach niż Slytherin.
— Do Cecylii jak zwykle nie mam zastrzeżeń, ale
August… widać, że to twój syn. — Hermiona podparła się pod boki, czekając, aż
Draco ściągnie szatę wyjściową. — Jak nie patrzyłam, zanurzył palce w
marmoladzie i pobrudził nimi ścianę w kuchni. Słowo daję, co za urwis!
Draco parsknął śmiechem i razem z żoną wszedł do
kuchni. Była dobrze oświetlona i nieco zagracona, choć Hermiona robiła, co
mogła, by utrzymać w niej porządek. Dzieciaki już siedziały przy stole — August
w specjalnym foteliku. Znad rozłożonych talerzy dochodził zapach pieczonego
mięsa.
— Cześć, tato! — Cecylia pomachała mu rączką. Miała
brązowe włosy swojej matki i duże, ciekawskie oczy. Jej młodszy braciszek
bardziej wdał się w ojca. Porastające mu czubek głowy włosy były jasne jak
platyna.
Draco ucałował dzieci w pulchne policzki i zasiadł
do stołu. Hermiona różdżką nalała im soku do szklanek i również zajęła swoje
miejsce. Podczas posiłków zawsze było wesoło. Cecylia z zapałem opowiadała, co
ostatnio wyczytała w książce, a August przerywał jej co jakiś czas, chwaląc się
nowo poznanym słówkiem. Hermiona chichotała cicho pod nosem, starając się
słuchać obydwu swoich dzieci. W pewnych momentach kopała męża pod stołem. Na
twarzy Draco również malował się uśmiech. Po pracy często bywał zmęczony, ale
przy rodzinie wracał mu humor i siły.
Dopiero późnym wieczorem, gdy wychodził spod
prysznica i patrzył na siebie w lustrze, z ręcznikiem obwiązanym wokół bioder,
odczuwał pewien irracjonalny niepokój. Wyglądał jak zwykle — jasne włosy
sięgające prawie do ramion, blade, ogolone policzki, szare, przymrużone oczy… a
jednak miał wrażenie, że spogląda na twarz nieznajomego.
— To nie ty — szeptał tak cicho, że sam nie był
pewien, czy wypowiada te słowa. A może to jego odbicie w lustrze? — Obudź się.
Ty nie istniejesz.
W takich chwilach uderzał dłonią w gładką taflę
zwierciadła.
— Przestań! Jestem sobą. Jestem Draco!
Postać w lustrze falowała, by za moment zastygnąć i
wrócić do normalności.
— Draco? — usłyszał za drzwiami. Hermiona. Jego
żona. — Długo jeszcze? Chodź tu do mnie!
I mężczyzna przychodził.
Dzieci już spały grzecznie w łóżkach, a oni mieli
dla siebie całą sypialnię. Koszula nocna Hermiony była szeroka; łatwo ją było z
niej ściągnąć. Pod spodem kobieta była gładka i ciepła. Draco uwielbiał
zatapiać twarz w jej miękkich lokach, dłońmi błądząc po ciele ukochanej. To
była jedyna kobieta, jakiej kiedykolwiek pragnął. A kiedy Hermiona otwierała się
przed nim, nie wierzył, że jeszcze przed chwilą miał jakiekolwiek wątpliwości.
Cecylia miała koszmar. Obydwoje z Hermioną
siedzieli w rogach jej łóżka, głaszcząc dziewczynkę i uspokajając słowami. To
był tylko sen… Tylko sen. Cecylia wydawała się blada na tle ciemnej kołdry. Jej
usteczka drżały lekko.
— Zrobię ci coś ciepłego — zapowiedziała Hermiona
łagodnie i wstała, żeby pójść do kuchni. Draco chwycił córkę za zimną rączkę.
Co dziwne, to sprawiło, że dziewczynka zadrżała jeszcze bardziej.
— Ejże, chyba się mnie nie boisz? — zagadnął z
cieniem uśmiechu. Córka popatrzyła na niego lśniącymi oczami.
— Nie ciebie — wyznała cicho. — O ciebie.
— A czemu?
— Bo… to ty mi się śniłeś, tato. — Podciągnęła
kolana pod brodę. — W tym śnie nie wyglądałeś jak teraz. Byłeś bardzo blady i
chudy… jak szkielet. Płakałeś. Wołałam do ciebie i próbowałam cię dotknąć, ale
ty… mnie nie widziałeś. Nie wiedziałeś, że jestem twoją córką.
Z jakiegoś powodu Draco poczuł gęsią skórkę na
plecach.
Pokręcił jednak głową i rozciągnął usta w
uspokajającym uśmiechu.
— Jak mógłbym nie wiedzieć, że jesteś moją córką?
To tylko zły sen, Cysiu. Może za dużo sięgasz po książki? Bujna wyobraźnia nie
zawsze nam służy.
Dziewczynka dalej przypatrywała się mu
podejrzliwie. W tej samej chwili jednak weszła Hermiona — z kubkiem parującej
herbaty.
— Proszę. — Podała napój córce. — Odrobina wyciągu
z ziół i malin i będzie po wszystkim.
Draco jej przytaknął.
Ale potem długo jeszcze rozmyślał nad snem Cecyli.
Blady, płaczący szkielet o jego twarzy. Co to mogło oznaczać? Dlaczego w ogóle
się tym przejmował? Czyżby wierzył w złe sny?
Kolejną wskazówką były głosy.
Coraz częściej pojawiały się w głowie Dracona,
zwłaszcza nad ranem, kiedy świat ginął w szarości i sennym otępieniu. Mężczyzna
słyszał szepty i jęki majaczące się wokół niego jak cienie. Skrzypiały i warczały, niczym duchy na strychu.
Pewnego razu postanowił obudzić Hermionę.
— Słyszysz to? — zapytał. Kobieta zmarszczyła brwi,
jeszcze nie do końca wyrwana ze snu.
— Co?
— Ktoś jakby coś mówił.
— Hę? Może sąsiedzi? Ja nic nie słyszę, ale może ty
masz lepszy słuch…
Draco wiedział, że to nie sąsiedzi. Rozpoznałby ich
głosy, zresztą oni mieszkali w domku obok i rzadko kiedy hałasowali. Postanowił
jednak udać olśnienie.
— No tak, to może oni. Nieważne. Śpij dalej,
kochanie.
Głosy w jego głowie jednak nie usnęły.
Draco zaczął się obawiać, że wariuje. Jego życie
jakby przestało należeć do niego. To musiało być przemęczenie… a może spisek?
Głupi kawał albo próba wyłudzenia pieniędzy? Najgorsze było to, że nie miał o
tym komu powiedzieć. Kolegom z pracy nie ufał na tyle, a nie chciał siać zamętu
w rodzinnym domu. Już i tak kilka razy zachował się dziwacznie.
Unikał patrzenia w lustro, ale od czasu do czasu
musiał zobaczyć swoje odbicie, choćby przelotnie. Odnosił wrażenie, że postać w
szklanej tafli drży, jakby zaraz miała pęknąć. Jego twarz była groteskowo
wykrzywiona: kości policzkowe wystawały jak groty strzał, oczy zapadały się w
oczodołach, a kąciki ust szły ku dołowi. W pewnym momencie mężczyzna nie
potrafił już wytrzymać tej presji; zacisnął palce na umywalce i rozpłakał się
cicho.
— Draco. Draco. — Ktoś przemówił jego ustami. —
Musisz to przerwać. Tylko się oszukujesz.
— O czym ty, do cholery, mówisz? — Wbił spojrzenie
w oczy swojego odbicia. Tamten poruszył się i uśmiechnął upiornie, wyciągając
język.
— Ty nie istniejesz. Nic z tego nie istnieje.
Wymyśliłeś to sobie.
— To szaleństwo!
— Ty jesteś szalony, Draco. Pora, byś zmierzył się
z tym, co uczyniłeś.
Mężczyzna nie wytrzymał. Wyszarpał z kieszeni
różdżkę i jednym niewerbalnym zaklęciem stłukł łazienkowe lustro. Kawałeczki
szkła posypały się na ziemię niczym zamrożone łzy. Draco westchnął oszołomiony,
a potem wybiegł z łazienki. Serce dudniło mu jak szalone. Musiał znaleźć
Hermionę. Musiał spojrzeć jej w oczy. Musiał… wiedzieć.
Kobieta siedziała w salonie, podkulając nogi na
kanapie. W rękach trzymała książkę. O jej ramię opierała się sennie Cecylia.
August leżał w łóżeczku i ssał smoczek. Na całą trójkę padał miękki blask lampy
stojącej.
Draco dopadł do żony i pocałował ją żarliwie w
usta. Hermiona pisnęła zaskoczona, ale oddała pocałunek.
— Co się stało?
— Merlinie. — Draco zacisnął palce na jej włosach.
— Jesteś prawdziwa. Musisz być prawdziwa. On nie miał racji. Kocham cię.
Przejęty, nie zauważył, że oczy kobiety
posmutniały.
— Tak. Ja też cię kocham.
Draco usiadł na stole i z ulgą przeczesał sobie
włosy. Czy mu już odbiło? Żył z Hermioną od dziesięciu lat, odkąd tylko wyznał
jej miłość na opustoszałym peronie. Potem spłodzili razem dwójkę wspaniałych
dzieci, mieli przytulny dom i wiele czułości dla siebie nawzajem… Jaka siła
niby mogłaby to zniszczyć?
Coś pękło.
Zdumiony Draco zdał sobie sprawę, że obraz jego
żony i śpiącej córeczki przecięła podłużna rysa, zupełnie jak na szkle.
— Co to ma być? Kochanie, to sen? Proszę, powiedz,
że to sen!
Kolejny trzask i kolejna rysa. Tym razem przecięła
łóżeczko z małym Augustem. Draco zerwał się na nogi jak oparzony. Cały świat
drżał w ryzach. W dali rozległ się szyderczy śmiech.
— Nie róbcie mi tego! — W oczach mężczyzny pojawiły
się łzy. — Hermiono, nie znikaj! Nie zostawiajcie mnie!
Kobieta patrzyła na niego z bezbrzeżnym żalem.
Zdawała się bledsza niż wcześniej, wręcz sina. Z jej oka wyszedł obrzydliwy,
cmentarny robak.
— Przykro mi — odparła poszarzałymi ustami. — Już
to zrobiliśmy.
Główka Cecylii była bezwładna jak u szmacianej
laleczki. August ze swojego łóżeczka nie wydawał już żadnych odgłosów. Hermiona
zastygła na swoim miejscu, pozwalając, by pęknięcia przecięły jej postać na
plasterki.
Potem wszystko się roztrzaskało.
Zniknął dom, światło, świat.
„Ty nie istniejesz. Nic z tego nie istnieje. Wymyśliłeś to sobie”.
Obudź się.
Draco otworzył oczy, by powitała go znajoma
ciemność. Kończyny miał odrętwiałe, a głowę ociężałą i bolącą, jakby w jego umysł wbijały się dziesiątki szpileczek. Z oddali dobiegały jęki i szlochy. I to przerażające zimno... Draco oddychał szybko. Po chwili oszołomienia pojął,
gdzie się znajduje.
Nie było żadnego życia z Hermioną, domu na
przedmieściach, dzieci, wspólnych kolacji. Nie mogło być, ponieważ rok po
wojnie Draco zabił Hermionę
Granger.
Zrobił to na zlecenie ocalałej grupy
śmierciożerców, którzy chcieli zemścić się za śmierć swojego mistrza i
wymordować wszystkich, którzy przyczynili się do jego klęski. Draco kochał
Hermionę już w czasach szkolnych, ale to nie powstrzymało go przed
wyciągnięciem różdżki i wyszeptaniem śmiercionośnego zaklęcia. To stało się na
opustoszałym peronie. Poprosił dziewczynę, by się tam spotkali. Hermiona pewnie
sądziła, że chłopak chce jej się oświadczyć albo przynajmniej wyznać miłość. Kiedy Draco rzucił zaklęcie, jej oczy rozwarły się w oszołomieniu, a
potem zniknęło w nich życie. Siła klątwy odrzuciła dziewczynę aż do szklanych
okien, które stłukły się z trzaskiem. Odłamki pozostawiły na jej bladej, martwej twarzy kilka krwawych rys. Draco uciekł z miejsca zbrodni, ale
jeszcze tego samego dnia aurorzy zdołali go złapać. Chłopak nie próbował się
bronić. Wiedział, że popełnił najstraszliwszą zbrodnię.
Dlaczego? — pytali potem na procesie. — Dlaczego
zabiłeś swoją dziewczynę?
Draco długo milczał.
Gdyby za odmówienie śmieciożercom czekała go
jedynie śmierć, zrobiłby to. Ale wiedział, że gdy tylko okaże niesubordynację,
zdesperowana grupa podda go wielu torturom. I jego, i ją. A on podczas wojny
wycierpiał się już wystarczająco. Nie chciał myśleć o bólu. Był tchórzem.
Teraz też próbował od niego uciec.
Zmęczony i zagłodzony w celi Azkabanu, przymknął
oczy i wyobraził sobie lepsze życie; życie, w którym nie ma miejsca na wojnę
czy śmierć. Idealny, ciepły obraz przyszłości, która nigdy nie nastąpi.
Ale nie mógł uciec przed cieniem swojej zbrodni. W
lustrze widział siebie takim, jakim był naprawdę.
Skulił się przy ścianie w trzewiach Azkabanu i
zapłakał niczym zdziczałe, opuszczone zwierzę. Blady, oddychający trup.
Obudź się, Draco. Obudź.
Po prostu cudo. Dawno nie wpadła mi w ręce taka perełka. Zazwyczaj unikam takich smutnych historii bo jak chyba każdy wolę happy endy, ale ty kupiłaś mnie całą. Życzę weny aby powstało więcej takich cudeniek. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńLa Catrina
Jej, dziękuję Ci bardzo <3
UsuńPozdrawiam również :)
Piękne. Brutalne ale piękne.
OdpowiedzUsuń-M
Co się stało z pierwszym opowiadaniem? Jest 14 rozdziałów. A co z resztą? Rozpaczam bo mnie wciągnęło!
OdpowiedzUsuńHmm? Wcześniej bloga prowadziłam na onecie, ale już dawno przeniosłam się na blogspota i tutaj po prawej są wszystkie rozdziały. To to samo opowiadanie :)
UsuńGenialna! Łzy same cisną się do oczu. Wyrazy uznania :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń