Leżała w łożu, które kiedyś utuliło
Dracona do wiecznego snu. Z okna do środka sypialni wlewał się ciemny strumień
nocy, rozświetlały go jednak języczki płomyków świeć postawionych na stoliku nocnym i komodzie. Prosiła, by je
zapalili. Nie chciała umierać w ciemności.
— Co z nią? — Do pokoju wpadła Ginny
Potter. Dyszała — pewnie musiała biec, a była już starszą kobietą. Jej siwe
włosy jednak ciągle zawierały płomieniste refleksy. I brązowe oczy, które spojrzały ze
smutkiem na Hermionę, również pozostały takie same.
Leżąca w łożu kobieta chciała jej
odpowiedzieć, że czuje w sobie dziwny spokój, jednak od kilku dni na jej
strunach głosowych osiadła się duża chrypka i nie potrafiła nic z siebie
wydusić. Dlatego też tylko ułożyła spękane usta w blady uśmiech, a stojący obok
staruszek w okrągłych okularach i z różowawą blizną na pomarszczonym czole wyszeptał Ginny do ucha, jak mają się sprawy.
Pani Potter wysłuchała tego z grobową miną.
Serce Hermiony musnęło niewytłumaczalne ciepło, które przywiodło jej wspomnienie słów Dracona: ,,Czuję coś dziwnego, wiesz? Jakieś
ciepło, choć skórę zalewa mi zimny pot…’’. Teraz już wiedziała, o co mu
chodziło. To tak, jakby tamten świat przyzywał ją ciepłym dotykiem.
Przesunęła przyćmionym wzorkiem po
twarzach zebranych w jej sypialni ludzi. Są tu wszyscy — pomyślała z
nieskrywaną radością. — Wszyscy, których kocham na tym świecie.
Najbliżej stały jej córki. Druella
miała niemal tyle lat, co ona, gdy straciła Dracona. Stała się teraz żoną i
matką, ale zachowała ten dumny wyraz twarzy i iskrę w szarych oczach. Jej mąż,
rudowłosy i wesoły Ksenofilius Weasley, syn Rona i Luny, trzymał dłoń na jej ramieniu,
natomiast chłopiec o jasnej czuprynie, Draco, tak podobny do dziadka, którego
nigdy nie poznał, z przejęciem ściskał rękę swojej matki.
Obok była Cecylia, również już
dojrzała kobieta o falach brązowych włosów i czekoladowych oczach, które teraz
błyszczały łzami. Obejmował ją James Potter, syn Ginny i Harry’ego. Ta para nie
miała jeszcze dzieci, ale zaokrąglony brzuch kobiety podpowiadał, że to się
wkrótce zmieni. Hermiona bardzo cieszyła się z tego powodu. Cecylia z pewnością
świetnie sobie poradzi w roli matki. Jaka szkoda, że pani Malfoy nie zdąży
zobaczyć swojego drugiego wnuka…
Dalej stała Ginny i Harry, Ron i
Luna, Fleur i Bill — wszyscy pogrążeni w milczącym smutku. Rodzice Hermiony nie
mogli się zjawić, bo sami spoczywali już w trumnie.
Ale to nic, wkrótce do nich dołączę.
Z piersi Hermiony wydarło się
zmęczone westchnięcie. Ostatnie tygodnie spłynęły jej na przykuciu do łóżka.
Jak na czarodzieja nie była jeszcze taka stara, ledwo przekroczyła
sześćdziesiąt lat, lecz ona sama nosiła w sercu ciężar znużenia. Może dlatego,
że lata młodzieńcze nieraz dały jej w kość, a każdy dzień bez ukochanego
mężczyzny stawał się coraz trudniejszy. Jednak jak na Gryfonkę przystało, nie
poddała się bez walki. Samodzielnie zorganizowała ceremonię pogrzebową Dracona,
a potem, gdy zużyła już cały nakład łez, wróciła do pisania książek. Łącznie wydała ich dwanaście, a każda z
nich zyskała grono fanów. Hermiona dopilnowała też, by jej córki ukończyły szkołę z bardzo
dobrymi wynikami, a potem, żeby wyszły za porządnych mężczyzn. Miała nadzieję,
że po śmierci ojca dała im namiastkę przeszłego szczęścia, że nie zawiodła w
roli podwójnego rodzica. Sądząc po tym, jakie życie wiodły jej dziewczynki, nie
odniosła porażki.
Umrę szczęśliwa.
Kobieta półprzytomnie zauważyła, że krąg zebranych
zbliża się do łóżka, a za jej zimne, pomarszczone ręce chwytają dwie dłonie.
Druella siedziała z jednej strony, zaciskając mocno usta, a Cecylia znalazła
się po drugiej — po jej policzku spływała łza.
Kocham was, dziewczynki.
Dotyk i szepty stawały się dobiegać zza mgły, a światło i mrok zlały się ze sobą w jedno. Hermiona miała
wrażenie, że coś odrywa z się z niej i leci jak ptak ku słońcu. Westchnęła cichutko i
powoli zamknęła oczy.
Draco, wracam do ciebie…
Gdy Hermiona Malfoy oddała ducha,
zza okna doleciał pierwszy błysk słońca.
Siedzące po obu strach zmarłej
Druella i Cecylia zdołały wymienić porozumiewawcze spojrzenia — ich ojciec również
zmarł o wchodzie słońca.
Wszyscy zgromadzeni ucichli na
moment, jakby wstrzymali oddechy. Ich oczy zwracały się w stronę leżącej na
łóżku kobiety. Otulała ją biała pościel; siwe włosy z brązowymi nitkami
rozsypały się na poduszce wokół jej głowy, a na pomiętej zmarszczkami twarzy
znalazł się jakiś spokój.
— Jest teraz z tatą, prawda? —
odważyła się szepnąć Cecylia, wciąż ściskając dłoń matki. Jej duże, brązowe
oczy, prócz łez, wypełniała także nadzieja, jakby kobieta cofnęła się do lat
dziecięcych. Wtedy też lubiła snuć marzenia.
Druella była zbudowana z bardziej
racjonalnego kruszcu, ale musiała przyznać, że chciałaby podzielić nadzieję
siostry. Niestety nikt nie wiedział, gdzie teraz znaleźli się ich rodzice i czy
są razem.
Jednak gdy jasnowłosa spojrzała w
nieruchome oblicze matki, naszło ją ukłucie refleksji.
Doszła do wniosku, że życie było zaledwie ulotnym
błyskiem.
Ludzie rodzą się w symfonii bólu
matki. Chłoną wszystkimi zmysłami otaczający ich świat. Zapalają swoje serca
ogniem namiętnego uczucia. Śmieją się, płaczą, walczą. A na końcu więdną,
stygną, kruszą się na popiół, aby wreszcie materialnie zniknąć z tego świata,
ukrywając się jedynie w warstwie pamięci znajomych.
A co z miłością? Czy śmierć jest dlań granicą,
a może tylko bramą do uwiecznienia uczucia? Czy dusze, które dobiły do brzegu
tamtej strony, mogą się odnaleźć?
Te pytania pozostawały nieodkrytymi wciąż
kartami.
Nastaje świt. Pierwsze promienie
słońca wynurzają się zza horyzontu i łagodnie rozświetlają mrok. Wszystko
wydaje się piękniejsze.
Łąkę spowija śnieżnobiała mgła.
Wszędzie panuje cisza, jakby ta polanka była odrębnym światem.
Przez mgłę przedziera się
brązowowłosa dziewczyna. Jej stopy, obute w białe pantofle, stąpają po
wilgotnej trawie. Granatowa suknia sunie cal nad ziemią. Na jej twarzy gości
uśmiech, a w czekoladowych oczach widać poruszenie, jakby koniecznie chciała
dokądś dojść, jakby oczekiwała tego od bardzo dawna.
Po chwili brązowowłosa wyłania się z
mgły i wpada w ramiona chłopaka o jasnych włosach, który czekał na nią na
skraju polanki. Ma on na sobie śnieżnobiałą koszulę, w którą teraz dziewczyna wtula się z westchnieniem. Blondyn namiętnie przygarnia ją do siebie ramieniem i opiera brodę o jej
głowę. Zamykają oczy, a ich pięknych twarzach maluje się szczęście i spokój.
Teraz mogą zostać razem na zawsze.
Przyznam, że po skończeniu pisania
epilogu, nie mogłam z siebie wydusić ani słowa. Już pomijając fakt, że to moja
pierwsza zakończona od A do Z historia, po prostu sama trochę się wzruszyłam.
Nie umiem zliczyć godzin, które poświęciłam na tworzenie całego opowiadania —
jak dobrze wiedzieć, że było warto. Cóż, przyzwyczaiłam się już, że muszę pisać
dla was kolejny rozdział, a tu… koniec. Czuję też jakąś ulgę, czuję dumę, a
jednocześnie jest mi żal.
Jestem ciekawa, czy poznajecie
ostatni fragment epilogu. Jeśli nie, podpowiem, że tak wyglądał i prolog tej
historii. Widzicie więc, że wszystko było zaplanowane w takim kierunku. Liczę też, że końcówka wyszła choć trochę optymistycznie :)
Kilka
faktów, trochę sentymentalnej gadki (jeśli was to nie interesuje, pomińcie, ja
po prostu muszę to z siebie wyrzucić):
,,Póki nie przyjdzie śmierć’’
powstało 29 grudnia 2011 roku na Onecie. Zadedykowałam je osobie, na której
wówczas bardzo mi zależało; obecnie nasze drogi się rozeszły, ale nie mogę
powiedzieć, że ta znajomość niczego mnie nie nauczyła — dzięki niej poznałam
istotę uczucia i wiedziałam, o czym piszę ;)
Na początku rozważałam jeszcze takie
adresy jak ,,razem przeciw ciemności’’ czy ,,losy nierozerwalnej miłości’’.
Teraz oba wydają mi się całkiem ładne, ale w ,,póki nie przyjdzie śmierć’’ jest
coś, co powoduje zaciekawienie, może nawet niepokój. Na belce zaś koniecznie
chciałam mieć polską piosenkę. Wiecie, na ogół po stokroć wolę te zagraniczne,
ale akurat miałam pod ręką kilka tytułów z romantycznym tekstem. Początkowo
słowa należały do Moniki Brodki. ,,Znam cię na pamięć’’ kojarzyło mi się z
chłopakiem z mojego osobistego życia, dlatego chciałam to wykorzystać. Potem
zmieniłam to na piosenkę Sylwii Grzeszczak.
A skąd się w ogóle wziął pomysł na
to opowiadanie? Cóż, zanim ono powstało, siedziałam w potterowej tematyce już z
pół roku. Miałam różne pomysły na blogi, ale na zimę zaczęłam interesować się
Dramione, acz zaznaczam, że nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Długi czas
nie rozumiałam, jak można połączyć tę dwójkę. Przekonał mnie chyba dopiero
nieistniejący już blog o nich. A właściwie dwa nieistniejące. Pierwszy był
tylko prologiem, ale trochę mnie przekonał do Dramione, drugi zaś (pamiętam
jego nazwę — flowers in black) już całkiem mnie zainspirował. Chciałam stworzyć
coś nowego, w czym mogłabym zamknąć moje smutki i co by mnie pochłonęło. W
pewne popołudnie (niedziela, pamiętam, że to była niedziela) spisałam fabułę.
Potem prolog i kilka rozdziałów. I założyłam bloga. Trafiłam na stowarzyszenie
dhl i całkowicie zaaklimatyzowałam się w tej tematyce. Oglądałam filmiki z
nimi, czytałam coraz więcej blogów, zaangażowałam się. I jeszcze jedna sprawa —
nigdy nie kochałam się w Draco. :P Moim zdaniem książkowy był wręcz okropny,
strasznie zadufany w sobie i wredny (nie to co mój Draco, chyba instynktownie
stworzyłam jego przeciwieństwo), natomiast, choć z Toma Feltona jest całkiem
przystojny chłopak, nigdy mnie jakoś specjalnie nie kręcił. Ja tam zawsze
wolałam Snape’a (ale nie przepadam za Sevmione!) Jeśli zaś chodzi o Hermionę to
jej postać darzę dużą sympatią i szacunkiem. Dlatego pisanie o niej szło mi
całkiem łatwo.
Moją pierwszą czytelniczką była Martine
— obecnie nie mam już z nią kontaktu, ale pamiętam, ile radości sprawił mi jej
komentarz w księdze gości i że jej Dramione między innymi przyczyniło się do
powstania mojego bloga. Niestety nie umiem sobie przypomnieć, w jakich
okolicznościach dodałam prolog, pamiętam natomiast, że rozdział pierwszy
opublikowałam w Nowy Rok. Tak, wciąż mam to przed oczami. Po siedzeniu do późna
w Sylwestra obudziłam się prawie w południe, obie z siostrą na jej biurku
włączyłyśmy laptopy, a ja dodałam rozdział pierwszy, ekscytując się jak małe
dziecko. Wtedy miałam taki ,,szał’’ na Dramione i ciągle szukałam coraz to
nowszych opowiadań o tej parce. Obecnie mój zapał przygasł. Nadal lubię o nich
poczytać, ale jestem trochę znudzona tą tematyką, bo sama siedziałam w niej
zbyt długo. Potrzeba mi odpoczynku.
Pamiętam, że na Onecie do każdego
rozdziału dodawałam cytat. Teraz sobie myślę, że to fajny, ale trochę żmudny
pomysł, zwłaszcza, że nie każdemu chce się go przeczytać. Wiem, bo sama
zazwyczaj je pomijam, gdy są na innych blogach. Aha, no i rozdziały pojawiały
się znacznie częściej, co jakiś tydzień. Na początku miałam całe masy weny,
potem było różnie. Sama się sobie dziwię, że dociągnęłam to do końca, choć
wiele razy nie miałam ochoty napisać już ani jednej strony i myślałam o zawieszeniu.
A jednak notki się pojawiały. Raz na miesiąc, raz na dwa miesiące, a historia
cały czas szła do przodu. Tu widzę w tym zasługę czytelników, o której wspomnę
później.
Na blogspota przeniosłam się 15
czerwca. No wiecie, te awarie skutecznie wykurzyły niemal wszystkich. Teraz
Onet stał się dziwaczny i nieestetyczny w wyglądzie. Dziwię się, że niektórzy
tam jeszcze zostali, no ale sentyment to sentyment.
Bloga zakończyłam 27 sierpnia 2013
roku z liczbą 114 obserwatorów. Historię prowadziłam około półtorej roku.
Cholernie dużo, nigdy nie wytrzymałam tyle z jednym opowiadaniem. Już mówiłam,
bywało różnie. Miałam chwile, kiedy wszystko, co napisałam, wydawało mi się
bezsensowne i dziecinne, kiedy nie cierpiałam idealnej Hermiony i milutkiego
Dracona. Były też chwile, kiedy myślałam sobie ,,to było dobre’’, a romans
bohaterów poruszał i mnie samą. Raz miałam dosyć, raz byłam podniecona, czasem
uważałam tego bloga za dość mierne romansidło, ale teraz jestem zadowolona. Myślę,
że przez treść udało mi się trochę wyrazić siebie, stworzyć coś w miarę
oryginalnego i samej nieco się poruszyć w pewnych momentach. Wiele rzeczy nie
wyszło tak, jak to sobie wyobrażałam, lecz gdyby cofnąć czas, chyba napisałabym
to tak samo albo przynajmniej podobnie. Cóż, pewnie będzie mi brak tej
historii, bo mimo wszystko się z nią zżyłam (shit, jak to piszę, chce mi się
płakać). Ale nic nie trwa wiecznie. Doprowadziłam naszych bohaterów do śmierci,
zamknęłam wszystkie rozdziały. Muszę się cieszyć.
Teraz pora na podziękowania. Chciałam
wyróżnić tu moich wiernych czytelników, bo są tacy, którzy śledzą moją historię
od dawna i zawsze raczą mnie miłymi komentarzami, niestety prawda jest taka, że
nie pamiętam was wszystkich. Przez tego bloga przewinęło się istne tornado
czytelników. Jedni przychodzili, drudzy odchodzili, jeszcze jedni komentowali
sporadycznie. Pod tym względem mam mały mętlik w głowie i, aby nikogo nie skrzywdzić, nie wypiszę
konkretnych nicków. Chcę jednak gorąco
podziękować wam wszystkim, którzy wytrwali do końca i przeczytali epilog!
Jesteście wspaniali! Zawsze szybko zjawialiście się pod nową notką,
komentowaliście ją w niezwykle miły sposób i dawaliście mi siłę, by napisać
kolejny rozdział. Tak, to tylko dzięki Wam doszłam tak daleko. Gdyby nie wasze
motywujące prośby, poddałabym się przynajmniej ze trzy razy. Mam nadzieję, że
będziecie miło wspominać tę historię i że może spotkamy się jeszcze przy innych
opowiadaniach.
Chcę także podziękować osobom, które
były ze mną krócej, a jednak były i poświęciły dla tego opowiadania trochę
czasu. Anonimowym i nieanonimowym ;) Niebiosom dzięki również za taką liczbę obserwatorów! Do dziś w to nie
wierzę. Nigdy nie miałam ich aż tylu. Tak samo jak komentarzy, gdzie nieraz
dochodziło nawet do 70. Ślę całusy podziękowania ^^
A teraz małe prezenciki dla pocieszenia
i w nagrodę za wytrwałość ;)
Patrze, udało mi się znaleźć obrazek z Dramione oraz Druellą <3
A tutaj piękny gif:
A tutaj krótka playlista piosenek,
które ,,prowadziły’’ mnie podczas pisania.
Kilka osób pytało się, co dalej z
moją karierą blogowicza. Otóż tak, obecnie prowadzę odcienie cierni. Idzie mi
to dość topornie i nieraz już rozważałam zawieszenie. Nie wiem, zobaczymy.
Zamierzam także przyjść do was z nową historią, tym razem z nowego pokolenia.
Jednak piszę ją na razie w dokumencie tekstowym i jeżeli uda mi się ją
ukończyć, założę nowego bloga. Myślę, że będzie to gdzieś tak na jesień. Jeśli
zaś chodzi o nowe Dramione… Chwilowo nie mam żadnego w planach, wybaczcie. Ta historia
wiele mi dała, ale również nieźle zmęczyła. Nie wiem, czy kiedykolwiek coś
jeszcze o nich napiszę. Myślę, że w porywach weny dam radę wstawić tu jakąś
miniaturkę, może dwie, ale na razie na nic więcej proszę nie liczyć.
Zastanawiam się, czy nie zrobić kiedyś jakiegoś dodatku z życia rodziny
Malfoyów, bo miło mi się pisało o ich córkach. Ale podkreślam, że nic nie
obiecuję! ;)
Zachęcam każdego, kto przeczytał ten post, do
pozostawienia po sobie śladu. W końcu jak nie teraz, to kiedy? :P Jeśli
ktokolwiek przeczyta tego bloga po jego zakończeniu, także zapraszam do
napisania komentarza. Będę tu jeszcze czasem zaglądać :)
Wiem, że mocno się rozpisałam, ale ta chwila jest dla mnie wyjątkowa. I tak mam wrażenie, że o czymś zapomniałam xD No nic, najwyżej dopiszę. Jeszcze raz dziękuję wszystkim za to, że byliście ze mną i żegnam was serdecznie :* Ten wspólny czas na długo pozostanie w mojej pamięci.
Zapraszam was do siebie na Facebooku :)